Kupiłam świeżutkie filety z dorsza bałtyckiego. Pan z Makro powiedział, że to taki smak wakacji. I że ja pewnie nie pamiętam, bo jestem za młoda (w tym momencie wzbudził we mnie ogromne pokłady sympatii;), ale moja mama na pewno z czułością wspomina takiego "prawdziwego" dorsza ;)
No to go kupiłam, mimo, że poszłam po tuńczyka.
Na początku zrobiłam podejście do domowego majonezu spowodowane chęcią przetestowania nowego miskera. Zmieszałam żółtka z oliwą z oliwek, solą i dorobiną musztardy, ale mój M powiedział, że nadal i tak nie lubi majonezu :-/ Nie chciałam jeść sama, bo tak głupio jakoś... więc zrobiłam z tego koglu moglu panierkę do dorsza i obsypałam go otrębami żytnimi.
Wyszedł bosko. Rozpływał się w ustach. Może nie wakacje, ale prawie.
Pamiętam z dzieciństwa jak w Mielnie ze smażalni słychać było akcentowane na literę "o, donośne "DuOOOORSZ" z częstotliwością co 10 minut.
cebulę, paprykę, cykorię (na którą mówię cyrkonia) i bakłażana na maśle tymiankowo-bazyliowym.
Doprawiłam je sosem pomidorowym, solą, pieprzem i cukrem.
I spróbowałam. Kolejne zaskoczenie. Wyszło fajne bakłażanowe leczo.
Podałam z dorszem. Ale jak zwykle zrobiłam kosmiczną ilość na wypadek wojny i zostało. Zmieszałam więc rybę z bakłażanem, mając sline skojarzenia z rybą po grecku.
Zjadłyśmy ten mix następnego dnia z Martą, która powiedziała, że to jest gulasz rybny.
Jeśli tylko mi się uda , na pewno powtórzę :)
naprawdę prawie wakacyjnie się zrobiło :-)
OdpowiedzUsuń