Zaliczyłam dzisiaj eko-market i nakupowałam sobie mnóstwo interesujących produktów, częściowo dla mnie nowości. Amarantus już miałam co prawda, ale nie wiedziałam do końca, co z nim zrobić.
Zainspirowałam się znalezionymi w sieci przepisami na ciasteczka tzw. amarantki, ale niestety zawierały gluten. Postanowiłam zrobić swoje, wykorzystując nowe nabytki :)
Składniki:
- filiżanka amarantusa (może być prażony, bo taki jest twardawy, chociaż mi to nie przeszkadza)
- dwie garście suszonych owoców goji
- 2 łyżki mąki quinoa
- 2 łyżki mąki arachidowej
- 2 łyżki mączki migdałowej
- 6 łyżek płynnego miodu (syropu klonowego lub z agawy)
- 6 łyżek oleju kokosowego
- 1 jajko
- łyżeczka proszku do pieczenia bezglutenowego
- garść pestek słonecznika
- garść pokruszonych włoskich orzechów, garść sezamu, garść wiórków kokosowych- z resztą tutaj moim zdaniem panuje pełna dowolność
Pomieszałam wszystkie składniki, żeby się ładnie zlepiły. Jeśli za bardzo się rozsypują możemy dodać ekstra łyżkę masła lub oleju.
Rozkładamy na papierze lub w formie lekko ugniatając.
Pieczemy w temperaturze 200 stopni przez około 20 min aż zbrązowieje. Ciasto jest miękkie, więc można wyłączyć ogrzewanie i je podsuszyć termoobiegiem w nagrzanym już piekarniku. Po wystygnięciu, kroimy na kawałki.
Ładne zakupy:) Ta mąka bezglutenu na naleśniki jest naprawdę fajna:)
OdpowiedzUsuńbędę testowała :)
Usuńco prawda zauważyłam, że te mąki mają gumę guar - nie chcę być fanatyczna, ale czy to jest zdrowe? Żeby nie wpaść z przysłowiowego deszczu pod rynnę ;)
No to zaszalałaś! :) Teraz sama mam ochotę wparować do podobnego sklepu.
OdpowiedzUsuńzaszalałam :) zamówiłam przez internet a przy odbiorze jeszcze domówiłam :)
Usuńte nabytki bardzo mi sie podobają :) a ciasteczka wyglądają znakomicie :)
OdpowiedzUsuńDzięki, są naprawdę dobre (nie to, że pogardziłabym glutenową wuzetką;), chociaż tak jak napisałam, chyba lepszy byłby prażony amarantus, ale nie miałam i też jest OK. Jutro do kawki będą jak znalazł ;)
Usuń